Fortuna kałem sie tuczy


wtorek, 6 lipca 2010

Warszawa - Rawa - Łódź

Zerwane połączenie

Wracam z Warszawy, na trasie tłok, w Rawie Mazowieckiej brak zasięgu zrywa mi połączenie, przy drodze „macha” autostopowicz. Mijam go, bo jakieś uprzedzenia miewam, ostatecznie zatrzymuję się. Dobiega młody chłopak z rzucającą się w oczy blizną biegnącą przez policzek i nos. Ale na „zakapiora” nie wygląda, poza tym za chudy, w razie czego jestem silniejszy, myślę.


- Dziękuję, że pan się zatrzymał, to już moja trzecia podróż dzisiaj i bardzo nieprzyjemna – mówi zaraz, gdy dowiedział się, że dowiozę go do J.
- A co się stało? – zbiera mi się na zainteresowanie.
- Wracam z domu dziecka, gdzie chciałem żeby mi pomogli, ale dowiedziałem się, że nie jestem już wychowankiem – bo ja trzy tygodnie temu odszedłem z domu dziecka, skończyłem wczoraj 20 lat – i nie pożyczą mi 50 złotych.
- To pojechałeś pożyczyć pieniądze, a na co?
- Nawet nie na jedzenie, chociaż trzeci dzień nic nie jem. Tyle muszę zapłacić za badania lekarskie zezwalające na zatrudnienie mnie. A pracę już znalazłem, w J, nawet za te badania mi oddadzą, tylko najpierw muszą mnie zatrudnić, a bez badań nie mogą.
- To w domu dziecka nie dali ci nic do jedzenia?
- Nie, bo dzieci są na koloniach i nie ma kucharek. Był tylko pan dyrektor.
- I nie pożyczył ci tych pieniędzy?
- No nie.
- A rodzice? Żyją?
- Nie wiem, nie znam rodziców, ani nikogo z rodziny. I nie chcę znać.
- A skąd ta blizna? – zmieniam temat mało taktownie, ale chcę uciec od traumy zawisającej w powietrzu.
- No właśnie dlatego trafiłem do domu dziecka. Wbiło mi się w twarz szkło potłuczonego słoika. Miałem trzy lata. Sąsiedzi zadzwonili po pogotowie, które zabrało mnie do szpitala. Rodzice nie wiedzieli co się dzieje, bo byli pijani. Później szpital wystąpił o pozbawienie praw rodzicielskich. I trafiłem do domu dziecka, gdzie spędziłem 17 lat. Przez ten cały czas nikt ani mnie nie odwiedził, ani nawet nie zadzwonił. Nie chce się znać takiej rodziny,
- Tak… - zupełnie nie wiem, co powiedzieć. Dojeżdżamy do J, ale nie ma tu agencji mojego banku. – Jedziemy do B, tam jest mój bank, ja dam Ci te pieniądze, nie martw się.
- Naprawdę? Dziękuję, że chce mi pan pomóc.
- Nie ma sprawy – mówię - a co mogę zrobić? – myślę. Niewiele.
– Gdzie mieszkasz w J?.
- Dostałem mieszkanie socjalne, pokój, łazienka, kuchnia, podstawowo umeblowane – i tłumaczy coś dzięki komu, jakiej organizacji, jakiej pomocy, a ja nie umiem słuchać, bo ściska mi gardło.
- Gdzie ta twoja praca? Co będziesz robił?
- Będę pracował jako operator wózków widłowych, niedawno zrobiłem uprawnienia, nieźle mi szło.
- No to świetnie.
- Bo wie pan, ja nie jestem taki głupi, skończyłem liceum, matura z wynikami powyżej sześćdziesięciu procent. W przyszłym roku idę na studia. Nie mogę na dzienne, bo muszę pracować, ale to nic.
- A jaki kierunek?
- Pedagogika i resocjalizacja. Chcę pracować z dziećmi.

W B wypłacam stówę i wręczam chłopakowi. Zapisuję mu numer telefonu.

- Zadzwoń, jak kupisz za pierwszą pensję telefon komórkowy, to mi opowiesz jak jest.
- Zadzwonię, dziękuję, że mi pan pomógł. Teraz jadę do S do lekarza i od jutra już mogę zacząć pracę. Jak to dobrze, że pana spotkałem.

Tak. A gdzie ja powinienem, i kogo spotkać?

4 komentarze:

  1. Znaczy się przypomniałeś sobie PIN:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lenarciński8 lipca 2010 10:45

    Nie. Tak dobrze nie było. Wypłaciłem w kasie "za okazaniem" dowodu osobistego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha znowu nie pamiętasz PINu? :P

    OdpowiedzUsuń