Wybory i policja
Dzień wyborów okazał się nieoczekiwanie szalenie oryginalny. Tradycją świecką stało się, że głosowanie powinno odbyć się w stolicy. Dzień przed zawiałem u Poli i Jacka Mikołajczyków. W niedzielę po fantastycznym śniadaniu u Vincenta na Nowym Świecie (Krakowski i Nowy świat wyglądają pięknie i prawdziwie europejsko) zrobiliśmy z Jackiem zakupy. Bramka w supermarkecie zawyła, więc ochrona poprosiła mnie do pokoju rewizji. Okazało się, że „dzwoniła” paczka papierosów. Pan bardzo przepraszał, mnie było wesoło.
Po południu w Warszawie zjawił się Jacek Kubis z kumplem i gromadnie poszliśmy głosować (w nocy okazało się, że „nasz” został prezydentem, ciekawe jak się zrewanżuje). Po głosowaniu zawiozłem Jacka K i jego kolegę (autem tego pierwszego) na lotnisko (tunezyjskie słońce drinki z parasolkami to teraz ich repertuar). Zaparkowałem za znakiem „parking do 1 godz.”. Odprowadziłem kolegów i wróciłem do auta po około pół godzinie. A tam policja… Że tu owszem, wolno parkować, ale tylko inwalidom. I, że dokumenty, i że sto PLN. Za chwilę okazało się, że… w konwoju (z przodu radiowóz, z tyłu „suka”) muszę z panami pojechać na komisariat, bo rejestr policyjny im powiedział, że jestem poszukiwany.
Rozbawiło mnie to zacnie, w komisariacie było bardzo miło, choć kawy nie zaproponowali. Doszli natomiast do tego, że poszukuje mnie Komenda Miejska Policji w Mysłowicach (i to już od dwóch dni). I dostałem wezwanie do stawienia się w Mysłowicach, po negocjacjach zgodziłem się na wizytę w piątek (nie pojadę oczywiście, ale zadzwonię – pomyślałem).
- Ale może zamiast tam, to ja pójdę na komisariat w Łodzi, mam bliżej – pytam.
- No nie wiem… - zastanawia się policjant.
- To może się dowiedzmy – sugeruję grzecznie, acz stanowczo.
- To zadzwonimy do Mysłowic i się zapytamy.
- Cudownie.
Po kilku minutach okazuje się, że poszukiwany jestem w celu ustalenia mojego miejsca zamieszkania, bo radar zrobił mi zdjęcie rok temu. Pewnie jechałem do Krakowa.
- Nie musi pan do Mysłowic, bo oni przekazali sprawę do Łodzi – słyszę.
- Świetnie, jacy panowie mili. To co, teraz dzwonimy do Łodzi okej? – delikatnie usiłuję wywrzeć presję.
- Dobrze – godzi się policjant.
Po chwili dobiega mnie wymiana zdań między Okęciem a Łodzią:
- Bo my tu mamy poszukiwanego, sprawa nr… pesel nr…
- A nie, on w dowodzie to ma inny adres. Nie, nie nowy dowód, wydany osiem lat temu. No dobrze, to tak zrobimy.
- Musi pan stawić się w Łodzi, jutro - słyszę.
- Nie, jutro nie mogę, może wtorek?
- Ten pan mówi, że jutro nie może, że może we wtorek. To o ósmej?
- Nie, za wcześnie. Po południu będzie mi wygodniej – odkrzykuję, bo pan w pokoju obok.
- O szesnastej będzie dobrze?
- Świetnie.
- Ale niech pan się stawi, bo jeśli nie, to oni nie wykreślą, że pana poszukują, i jak zatrzyma pana policja, to będą musieli osadzić pana w areszcie – instruuje policjant.
- Dziękuję, bardzo panowie tu mili – udaję lansady, jak potrafię. - Ale dlaczego policja w Łodzi ustala moje miejsce zamieszkania?
- Oni mają pana adres, ale mówią, że pan tam nie przebywa.
Gdy dowiaduję się, jaki mają adres, przestaję się dziwić. Według łódzkiej policji mieszkam w miejscu, w którym nie mieszkam już od ośmiu lat. Faktycznie strasznie trudno to ustalić, bo w prawie jazdy, dowodzie rejestracyjnym i osobistym adres mam wpisany aktualny. Zresztą od ośmiu lat. Jak im się udało ustalić, że to ja jestem właścicielem sfotografowanego auta, a nie udało się przeczytać w dokumentach adresu? Zagadka dla Czytelników.
Na koniec – wielkie podziękowania dla Poli i Jacka za gościnę, wspólne, dobre, wybory, za genialną kawę Jackową i herbatę Polową i zezwolenie na bycie podkuchennym przy przygotowywaniu Jackowego kurczaka w sezamie i sosie, którego receptury podać nie mogę :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie no z kryminalistą to ja się nie będę zadawał :-)
OdpowiedzUsuńZawsze mówiłem, że Ci co tak często do opery chadzają to jakieś podejrzane typy i policja się nimi powinna zająć.
PS
Trochę szkoda, że "kumpel Jacka" poleciał do tej Tunezji bo miałbyś nie lada wsparcie na tej policji.
Hi, hi... Sam się reprezentowałem - advocatus diaboli ;) Obawiam się, że na "kumpla Jacka" nie byłoby mnie stać, bo to, zdaje się, Tysiąc za godzinę, czy jakoś tak :)
OdpowiedzUsuńnie wiem jaka obecnie stawka obowiązuje... ale zwróciłeś uwagę jakiej firmy miał walizkę ?
OdpowiedzUsuńjak LV... to znaczy, że stawka wzrosła :-)
No, skucha, nie zwróciłem uwagi
OdpowiedzUsuń