Fortuna kałem sie tuczy


niedziela, 27 maja 2018

Filharmonia Łódzka: Woś i Kwiecień. Maestria i elegancja

Donizetti zmartwychwstał

Filharmonia Łódzka przygotowała koncert na miarę Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Na estradzie wystąpił Mariusz Kwiecień - wybitny solista MET i Joanna Woś, która nigdy nie wystąpiła w MET, co tę najsłynniejszą scenę operową świata cokolwiek kompromituje.
Woś w Łodzi jest artystką kochaną, prawdziwą celebrytką, której pojawianie się w jakimkolwiek kontekście wywołuje trzęsienie ziemi. Nie inczaej było podczas niedzielnego koncertu.
Wybitna interpretacja "Regnava nel silenzio" nie tylko wzbudziła ogromny aplauz w sali filharmonii, ale też spowodowała, że w odległym Bergamo Donizetti z zachwytu wstał z grobu, obwieszczając, że Woś "Łucję z Lammermoor" powinna śpiewać do końca świata i jeden dzień dłużej.
A tak zupełnie serio: może to doświadczenie z niedawno przygotowaną przez Artystkę partią Blanche w "Tramwaju zwanym pożądaniem" sprawiło, że niedzielna interpretacja była poruszająca tragizmem i oszałamiająca techniką. A tą Woś posługuje się niczym prestidigitator: w jednej frazie mieści rozpacz, nadzieję, niepewność i zakochanie bohaterki oraz forte, piano, i całą tessyturę od najwyższych, przez średnicę, po najniższe dźwięki. To absolutna maestria.
Duet Enrica i Łucji był dopełnieniem emocji i artyzmu, jaki może nieść ze sobą belcanto.
A Mariusz Kwiecień... No cóż... Głos stworzony do muzyki Donizettiego, Belliniego czy Rossiniego... Uwodzicielski w barwie (tak jasnej, że błyszczącej blaskiem), pełen wdzięku i czaru w arii Figara z "Cyrulika sewilskiego" i pewności w każdym technicznym niuansie podczas całego wieczoru. Oboje Artyści umieją wszystko - mówiąc kolokwialnie - robią z głosem co tylko chcą. Zachwycali nie tylko swobodą techniczną, ale też wrażliwością interpretacyjną i doskonałą współpracą, która - czego nie ukrywali - sprawiała im radość.

Dawno nie uczestniczyłem w tak pięknym, radosnym koncercie, który jednak naznaczony był dużą wadą: zakończył się.
Orkiestrą FŁ dyrygowała Agnieszka Nagórka.

sobota, 12 maja 2018

Teatr Wielki w Łodzi, Tramwaj zwany pożądaniem

Kozłowski, czy Orkiestra? 
Fot.:TWŁ

Tadeusz Kozłowski, ilekroć ma choć odrobinę wpływu na repertuar Teatru Wielkiego w Łodzi, poszukuje i znajduje. Tak było z "Adrianą Lecouvrer", "Kandydem", "Echnatonem", "Dialogami karmelitanek". Nie inaczej jest z "Tramwajem, zwanym pożądaniem" Adre Previna. Polska prapremiera tej opery odbyła się 12 maja w Teatrze Wielkim w Łodzi, po 20 latach od światowej prapremiery w San Francisco Opera.
Trudno mi powiedzieć, czy bohaterem wieczoru był Kozłowski, czy Orkiestra TW. Bo choćby nie wiem jak dobra była orkiestra, to nie zagrałaby tak wspaniale muzyki, bez fantastycznej interpretacji zaproponowanej przez Kozłowskiego. Z drugiej strony, wielce wymagająca interpretacja Kozłowskiego nie miałaby szans bez dyscypliny i wrażliwości orkiestry. Byli Państwo wspaniali! A Mirosławowi Dudkowi - artyście grającemu w prapremierowym wieczorze na trąbce - kłaniam się najniżej, jak potrafię.
Najbardziej życzliwe słowa należą się też kwartetowi odtwórców głównych partii: Joannie Woś (Blanche), Szymonowi Komasie (Stanley), Aleksandrze Wiwale (Stella) i Tomaszowi Piluchowskiemu (Mitch). Aktorsko i wokalnie, w realistycznej wizji reżyserującego spektakl Mistrza Maciej Prusa, spisali się Państwo doskonale.
Reżyseria zaiste jest mistrzowska: otrzymaliśmy nowoczesny spektakl, operujący skrótami, oszczędny w ekspresji na korzyść emocji, jakie niesie muzyka. Momentami nawet, wydało mi się, aż zbyt oszczędny - choćby w scenie gwałtu (prawdziwego lub wyimaginowanego), w której muzyka osiąga dramatyczną (i dramaturgiczną) kulminację, a scena... pozostaje pusta.
Naoglądawszy się nowoczesnych inscenizacji (głównie na scenach oper berlińskich), w interpretacji Macieja Prusa zastanowiło mnie to konsekwentne podążanie za realizmem Williamsa (autora dramatu, na podstawie którego powstało libretto). Mimo pięknej, ramowej kompozycji inscenizacyjnej, zabrakło mi metafory. Ale i tak jestem przekonany, że "Tramwaj..." to pozycja obowiązkowa: sam z pewnością wybiorę się jeszcze raz. Gratulacje.