Fortuna kałem sie tuczy


Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 3-city. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 3-city. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 marca 2011

Karolina Sofulak wyreżyserowała "Traviatę" w Operze Bałtyckiej

Dyplomowana koleżanka

W sobotę, w Operze Bałtyckiej Karolina Sofulak - moja koleżanka z roku - zadebiutowała. W inscenizacji Marka Weissa wyreżyserowała "Traviatę" - swój spektakl dyplomowy. Zrobiła to jako pierwsza z naszej siódemki.
W Gdańsku, za sprawą tej premiery, poczułem się jak w... Łodzi. Na scenie w partii tytułowej - Joanna Woś, jako Germont - Zbignierw Macias, doktor - Andrzej Malinowski. Na scenie także Joanna Cortes (wiele lat w Łodzi, teraz w Warszawie), a za dyrygenckim pulpitem Jose Maria Florencio, którego poznałem w Łodzi jako rozpoczynającego karierę, by później podziwiać jego kunszt w Warszawie, Poznaniu, wreszcie teraz w Gdańsku, gdzie wspólnie z Markiem Weissem dyrektoruje Operą Bałtycką.  Poczułem się jak w domu, naprawdę. Jaka szkoda, że tych wspaniałych artystów albo nie widzimy w Łodzi wcale, albo zbyt rzadko... Może z nową dyrekcją Teatru Wielkiego to się zmieni?
Spektakl oglądałem w towarzystwie pani reżyser i dwóch kolegów z roku: Jacka Mikołajczyka, który podarował mi prezent - swoją książkę o historii musicalu w Polsce "Musical nad Wisłą" i Łukasza Gajdzisa - podarował mi sympatyczną wymianę zdań. Z Krakowa na premierę przyjechał tylko prof. Józef Opalski zwany Żukiem. Z Łodzi Jacek Kubis.
A jakie było przedstawienie? Odwiedzcie Operę Bałtycką i pozwólcie porwać się wyobraźni twórców.
W tę samą sobotę w Teatrze Wielkim w Łodzi odbyła się premiera "Dydony i Eneasza" oraz "Zamku Sinobrodego". Kiedy będę miał okazję obejrzeć - jeszcze nie wiem.

wtorek, 17 sierpnia 2010

3-city i okolice

Riwiera z second handu

Pobyt w 3-city był ze wszech miar udany. Bałtyk, choć zimny, dawał przyjemność spacerowania. Korzystałem, jak nigdy wcześniej. A przy tym była okazja pomyśleć. I okazja do licznych towarzyskich spotkań.


Okolice 3-city zaskakują: w niektórych miejscach (zwłaszcza na wschód od Gdańska) czas zatrzymał się 20 lat temu. Podobnie jak mentalność właścicieli barów, smażalni, tzw. ośrodków wypoczynkowych. Zwłaszcza tym ostatnim wydaje się, że mogą kształtować ceny dowolnie, a ludzie, przyzwyczajeni do żałosnych standardów, i tak przyjadą. Tymczasem nie przyjeżdżają tak licznie, jak niegdyś. Jedna z właścicielek takiego ośrodka żaliła mi się, że to przez media, które straszą zanieczyszczeniem wody. Nie zauważyła, że jej ośrodek straszył, może nie tyle zanieczyszczeniem, co skrajną bidą: łóżka zniszczone, mebelki sklecone naprędce 30 lat temu, brak radia, telewizora, lodówki, wspólne toalety, dwa prysznice na krzyż… A ceny – głowa mała.
W sklepach – tradycyjnie drożej niż w Polsce centralnej. Obsługa – niekoniecznie kompetentna, ale to już charakterystyczne dla całego kraju.

Słynny Jarmark Dominikański w znacznej części przypomina targowisko ze Stadionu X-lecia: chińskie bluzeczki, obrazki, majtki, biustonosze w bajecznych rozmiarach, maskotki, gdzie niegdzie oscypki (?) i zdrowa żywność. Na firmowym stoisku jednej z firm kosmetycznych wyroby droższe o 10-20 proc. niż w „zwykłych” sklepach. Dziwaczne to wszystko i przygnębiające. A ludzi tłumy.

„Wielkim światem” próbuje powiać w Stegnie, ale to rozmiar świata na miarę prowincji. Niby wszystko ucywilizowane, aspiruje do trzech gwiazdek, w rzeczywistości usiłuje podskoczyć do jednej. Taka riwiera z second handu… Mówiąc szczerze przeszła mi ochota, by kiedykolwiek jeszcze nawiedzać tę okolicę w celach wypoczynkowych. Nawet sentymenty gdzieś się zapodziały.