Fortuna kałem sie tuczy


sobota, 23 września 2017

42 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych #wGdyni

                       Najlepsi




"Pomiędzy słowami" to film z łódzkim akcentem. EC-1 współuczestniczyło w produkcji, w jednej z ról wystąpiła Justyna Wasilewska (wyżej najgorętsza postać festiwalu - Jakub Gierszał), a film wyprodukował Opus Film Piotra Dzięcioła.

Dziś wieczorem jury ogłosi werdykt, a tu moje nagrody, a nie spekulacje na temat werdyktu:

Grand Prix - "Pokot"
Nagroda specjalna jury - "Vincent"
reżyseria - Paweł Maślona ("Atak paniki")
scenariusz- Olga Tokarczyk, Agnieszka Holland ("Pokot")
zdjęcia - Lennert Hillege ("Pomiędzy słowami")
debiut - Piotr Domalewski ("Cicha noc")
scenografia - Radosław Zielonka ("Cicha noc")
kostiumy - Ewa Gronowska ("Sztuka kochania")
muzyka - Antoni Komasa Łazarkiewicz ("Pokot")
A tu rozdaję hojnie, bo pięknych ról było wiele:
pierwszoplanowa rola kobieca - Agnieszka Mandat ("Pokot"); Magdalena Boczarska ("Sztuka kochania")
pierwszoplanowa rola męska - Dawid Ogrodnik ("Cicha noc"); Jakub Gierszał ("Najlepszy")
drugoplanowa rola kobieca - Dorota Segda ("Atak paniki"); Magdalena Cielecka ("Najlepszy")
drugoplanowa rola męska - Arkadiusz Jakubik ("Cicha noc" i "Najlepszy"); Artur Żmijewski ("Atak paniki")

piątek, 22 września 2017

42 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych #wGdyni

Mistrz Ogrodnik




"Cicha noc"  (na zdjęciu) - debiut Piotra Domalewskiego to kino w klimacie znanym z filmów Smarzowskiego, tyle, że trochę mniej tu okrucieństwa. Mocna i celna wypowiedź o "polactwie", o naszej niemożności wyrwania się z własnych granic, o strachu przed nieznanym, o zakłamaniu, hipokryzji. W wigilijny wieczór rodzina przygotowuje się do kolacji, a spod stołu, zamiast sianka, wystają kompleksy, przemoc, alkoholizm... Poruszająca wypowiedź o naszym tu i teraz. Nie wychodzimy na tym portrecie dobrze.
Przespałem "Pokot", kiedy wszedł na ekrany, więc obejrzałem dopiero w Gdyni. Film parabola. Tu także mamy obraz naszego małomiasteczkowego społeczeństwa, głupotę okrucieństwa i niekonsekwencje katolicyzmu. To również film o polityce, tej ludzi dotyczącej, prawie i bezprawiu. Realizm podszyty bajką, nie moralizujący, a umoralniający. Ważny i mądry film, kino w swej szlachetnej odsłonie.
Na koniec został "Pomiędzy słowami" Urszuli Antoniak. Film z artystycznym zacięciem i świetnymi zdjęciami Lennerta Hillege opowiada o wyobcowaniu. Polak z niemieckim paszportem pracuje w doskonale prosperującej kancelarii prawniczej w Berlinie. Niby wszystko jest wspaniale, ale w każdej chwili trzeba liczyć się z tym, że ktoś powie: nie jesteś Niemcem. My też tak mówimy o tych, którzy mają polskie paszporty, a urodzili się gdzie indziej. Smutne.
Ostatni dzień festiwalowych prezentacji przyniósł kolejne dwie, dobre, role Jakuba Gierszała - objawienia tegorocznej Gdyni (drugoplanowa rola w "Pokocie" i główna w "Pomiędzy słowami"). Przyniósł też znakomitą kreację Agnieszki Mandat w "Pokocie" i świetną Wiktora Zborowskiego w tym samym tytule. Na koniec perła w koronie aktorskich dokonań, a właściwie dwie perły: Dawid Ogrodnik w głównej roli i Arkadiusz Jakubik w drugoplanowej, w "Cichej nocy". Jury będzie miało w tym roku kłopot z wyborem, bo pięknie zagranych ról jest wiele. Pięknych filmów już jakby mniej.

czwartek, 21 września 2017

42 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych #wGdyni


"Najlepszy" najlepszy 



Nie było łatwo przedostatniego dnia. Było trudno. Na pierwszy rzut poszedł "Volta" Juliusza Machulskiego. No jakoś nie winduje poziomu swoich filmów w górę autor "Vabanków" i "Seksmisji". Pszenno-buraczane, albo lepiej - siermiężne dowcipy, akcja rozwija się podobnie jak w "Vinci". Film jakoś bez znaczenia. Szkoda.
Druga w kolejce oglądania była "Reakcja łańcuchowa" - debiut Jakuba Pączka. Dobry film o pokoleniu współczesnych trzydziestolatków z bardzo dobrą rolą Bartosza Gelnera. Ogląda się dobrze, a o okropnych wydarzeniach i nie najfajniejszych postawach opowiada. Trzymam kciuki za tego reżysera, bo nie tylko opowiada o swoim pokoleniu, ale czyni to szczerze, z klasą i ma facet refleksję.
Na "trzecie danie" był film Roberta Glińskiego pt. "Czuwaj". Reklamowany jako thriller. Chłopaki w harcerskich mundurkach i spady z poprawczaka spotykają się na obozie. Sytuacja sztuczna, ale do przyjęcia. Całość jednak do przyjęcia nie jest. Oj, wspaniali reżyserzy: Machulski i Gliński nie popisali się.
Na koniec dnia "podano" film pod zniechęcającym tytułem "Najlepszy", w reżyserii Łukasza Palkowskiego, na dodatek reklamowany jako film o sportowcu. Mega słabo. Tymczasem "Najlepszy" okazał się... najlepszy. To chyba mój 30. pobyt na festiwalu i nigdy jeszcze w Gdyni nie wydarzyło się to, co dziś: owacja na stojąco trwająca kilkanaście minut i później rozmowa w bohaterem filmu. Rozmowa 1000 widzów z jednym Jerzym Górskim. Odlot. Odlot i szacun!
Po pierwsze znakomity scenariusz Macieja Karpińskiego, po drugie znakomita reżyseria Łukasza Palkowskiego ("Bogami" już udowodnił, że w materii filmowej porusza się jak ryba w wodzie). Obraz niesie postać głównego bohatera znakomicie zagrana przez Jakuba Gierszała, fabuła jest porażająca, a detale Palkowskiego i Karpińskiego wspaniałe. Poza mega tematem - postacią, dodać trzeba świetne: scenografię, kostiumy, montaż, dźwięk. I poruszającą Magdę Cielecką w roli matki bohatera, koncertową grę Arkadiusza Jakubika (trener), wspaniałe epizody, a nade wszystko niezobowiązującą formę użytą do szlachetnego przesłania. Drodzy Państwo: chapeau bas! Jeśli nie wygracie tego festiwalu, to... będzie mi bardzo przykro.

środa, 20 września 2017

42 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych

Kobieta z broszką



"Amok" Kasi Adamik już od dawna w kinach, ale zobaczyłem film dopiero podczas festiwalu. Dobry scenariusz, fajni aktorzy, świetny początek. A następnie, choć intryga nie traci na atrakcyjności, to film traci tempo.  Nieoczekiwanie z ciekawego formalnie kina, robi się układanka "po bożemu". Dziwne, bo Kasia Adamik ma talentu za dwoje: po mamie i tacie. Jestem przekonany, że od następnego filmu będzie już tylko lepiej, lepiej i najlepiej.
Z filmu Bodo Koxa "Człowiek z magicznym pudełkiem" wyszedłem po pół godzinie. Miał być szulkinowski świat przykrojony na rok 2030, a wyszły żarty o kobiecie z broszką zamiast twarzy. Od wytrwałych wiem, że niczego nie straciłem.
Najbardziej oczekiwanym przeze mnie filmem festiwalu był film Joanny Kos-Krauze "Ptaki śpiewają w Kigali". I jest to chyba moje największe rozczarowanie. Wspaniały temat opowiedziany został w jakiś manieryczny sposób, trudny do zniesienia (że niby niedopowiedzenia, bo słów brak). Ale właśnie gdy słów brak sięga się po film i opowiada obrazem. Tu obraz pozostaje ilustracją. Szkoda, bo potencjał był ogromny.

Choć jestem klasycznym widzem, który zamiast do laryngologa poszedł do kina, wytrzymałem dziś (albo raczej wytrzymali ze mną widzowie), cztery projekcje. The last but not least - debiut Macieja Sobieszczańskiego pod tytułem, będącym mocno osadzoną w historii polskiej literatury konotacją  - "Zgoda" (na zdjęciu).
Kilka lat temu Wojciech Smarzowski "Różą" opowiedział o powojennej sytuacji na Mazurach, teraz moment zakończenia II wojny światowej na Śląsku pokazał Sobieszczański. Owszem, film ma pewne niedostatki, ale wobec wszystkiego, co zobaczyłem do tej pory podczas 42 FPFF, puszczam je mimo. Dobry debiut, bardzo dobry scenariusz, reżyser pokazał dobry warsztat. Tylko żeby szybko "nabił" sobie rękę, zrobił dobre dwa, trzy filmy i będziemy mieli solidnego i wrażliwego artystę. Trzymam kciuki za Sobieszczańskiego, choć (tu żartuję) łatwo nie jest, bo twórca to ponad dwumetrowego wzrostu. Widzę, że i tak samo wielkiego talentu.

wtorek, 19 września 2017

42 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych


Segda potrafi wszystko





Denijal Hasanović napisał scenariusz i wyreżyserował film "Catalina". Bohaterką jest Kolumbijka studiująca we Francji, której za dwa tygodnie wygasa francuska wiza. Dlatego jedzie do Sarajewa, żeby zdobyć interesujące materiały, które pozwolą jej przedłużyć pobyt.
Nie uwierzyłem filmowi. Sekwencja wprowadzająca półtoragodzinnego filmu trwa ponad 20 minut, co zakłóca równowagę narracji. Temat również nie wydał mi się bliski (wciąż jestem na festiwalu polskich filmów fabularnych). Gdyby reżyser pokazał "Catalinę" jako 20-minutową etiudę zaliczeniową, pewnie bym go docenił. Tymczasem muszę poczekać na jego bardziej dojrzałe i biegłe posługiwanie się językiem filmu.
Szczęśliwie na szali "zawisła" komedia Pawła Maślona pt. "Atak paniki". Wiele wątków (zgrabnie zaplecionych, choć fajniej byłoby gdyby zaplecione były doskonale), szaleństwo w pojechaniu po bandzie (co akurat lubię). Film może kojarzyć się z "Futrem" (mnie tak skojarzył się właśnie), choć puentę ma bardziej uniwersalną, niż rodzajową. Hitem w kinach nie będzie, ale wesoły wieczór (z nutą goryczy) przed telewizorem zapewnia.
Jest zgrabnie (mogłoby być jeszcze zgrabniej), a to daje nadzieję, że Maślona wie w jakim kierunku iść i doskonalić się. Na pewno reżyser umie obsadzać, co jest pierwszym krokiem do sukcesu: Artur Żmijewski kolejny raz udowodnił, że może wszystko, Małgorzata Hajewska - Krzysztofik i Dorota Segda zaś, utwierdziły mnie w przekonaniu, że słusznie kocham się w nich bezgranicznie.
Niezłe dialogi, dobre i wesołe zapętlenie intrygi, gorycz w rozwiązaniu całości. Polecam. Jednak bardziej, moim zdaniem, film to telewizyjny, niż kinowy. A teraz kawałek prywaty: rektor prof. Segda otrzymuje dziś ode mnie osobistego Lwa za reakcję po womitach Artura Ż. Zresztą cały film Maślony jest aktorsko bezbłędny.
Prywatnie (też) najmocniejszym punktem festiwalowego wtorku była wystawa (w Muzeum Miasta Gdyni) plakatów filmowych Andrzeja Pągowskiego, zrealizowana przez Muzeum Kinematografii w Łodzi. Mówimy często do rymu: Łódź - Warszawa - wspólna sprawa. Łódź - Gdynia także. I jak najbardziej wspólna. I jak najbardziej na przyszłość

42 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych #w Gdyni

Pokuta za Smoleńsk

Pierwszy dzień Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych pozwolił mi obejrzeć trzy tytuły. Chronologicznie zatem i krótko, bo późno :)
"Wieża. Jasny dzień" to debiut Jagody Szelc, absolwentki łódzkiej szkoły filmowej. Rozbudowana etiuda z finałem w stylu "idą zombie i nas zjedzą" (mentalnie). Reżyserka zdobyła w szkole warsztat, ale film nie wciąga. Scenki rodzajowe nagle przechodzą w bliżej nie określone uniwersum. Nie wydaje mi się to film dla szerokiej widowni, festiwalowy chyba też nie jest.
Drugim filmem był "Wyklęty" z obsadą kielecką, w reżyserii Konrada Łęckiego, również debiutanta. Kiedyś nazywano podobne filmy produkcyjniakami: wszystko jest tu albo czarne, albo białe. Cierpi estetyka, erudycja, język filmu. Strasznie niedobry film, analizowanie go byłoby kopaniem leżącego, a tego nie uczynię. Miłym akcentem projekcji było przywitanie się z, siedzącym obok, Tomaszem Raczkiem. Wydaje mi się, że ten film obejrzałem jako pokutę za nie obejrzenie "Smoleńska".
Trzecim filmem dziś był "Twój Vincent" w reżyserii Doroty Kobieli i Hugha Welchmana. Niewyobrażalnych rozmiarów dzieło animowane (klatki malowane przez ponad 100 malarzy), inspirowane twórczością Van Gogha. Scenariusz filmu detektywistycznego, sam film w narracji dość prostej, konwersacyjny. Sądzę, że obraz zasłużył na nagrodę specjalną jury - Srebrne Lwy. Do kin tłumów nie ściągnie, a szkoda. Wielkie dzieło powstałe w hołdzie wielkiego artysty. Film powstawał tyle lat, ile lat malował Vincent. To też jest symboliczne.
Twórcom kłaniam się do samej ziemi.
Pierwszy festiwalowy dzień zakończył, tradycyjnie, bankiet otwarcia, wydany przez prezydenta Gdyni. To, wzorem lat poprzednich, impreza bardzo bogata i gustowna. Na "oko" uczestniczyło około tysiąca osób. Wyszukane dania i drinki miały charakter neverending story. Gdynia rulez.