Świat się śmieje
Smutno w Teatrze Nowym, za to w Teatrze Powszechnym nie mogą przestać się śmiać. Czy trzeba, czy nie trzeba, z okazji i bez okazji. Jest tam tak potwornie wesoło, że powołano Centrum Komedii. Oczywiste jest, że Polskie. Nie wiem czy już wszyscy w Polsce wiedzą, że komediowy wzorzec metra znajduje się właśnie w Łodzi, ale jeśli wciąż nie wiedzą, to tylko tracą.
A bardziej serio: „Powszechny” postanowił pochylić się z troską nad polskim komediopisarstwem i od trzech lat usiłuje animować autorów i nęci ich nagrodami rozmaitymi. Jedną z nich jest, nie do pogardzenia, zapewnienie inscenizacji sztuki. No i teatr, co się chwali, jest konsekwentny, co z kolei nie zawsze wychodzi mu na dobre. Bo premiery, niestety, do udanych nie należą. I wcale nie z winy realizatorów. Zawodzą nawet tacy autorzy jak Paweł Aigner czy Juliusz Machulski.
Jak to już jest od lat, reprezentacyjnym sztandarem „Powszechnego” pozostaje Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Mam kolegów, którzy kręcą nosami, gdy przyjdzie im na festiwalu obejrzeć złe przedstawienie, uważają bowiem, że jak festiwal, to ma być wyłącznie śmietanka. A ja uważam przeciwnie. Festiwal, choć oczywiście filtrowany jest przez gust jej dyrektora artystycznego (Ewa Pilawska), daje okazję spotkania z: a – ważnymi spektaklami; b – ważnymi twórcami. A, że czasami modne nazwisko (dotąd tylko znane ze słyszenia) na scenie rozkłada się jak nieporadne dziecko – bywa. To jest teatr.
W tym sezonie festiwalowi pokrzyżowała szyki katastrofa komunikacyjna pod Smoleńskiem i ogłoszona jej skutkiem żałoba narodowa. Nie pokazano wszystkich spektakli, festiwal zamknięto pospiesznie jakoś. Ale nie tylko ta polska teatralna impreza nie uzyskała planowanego oblicza…
Łodzianie mieli okazję obejrzeć niemłody już spektakl Krystiana Lupy „Wymazywanie” (nie wiem dlaczego nie ostatnią produkcję artysty), Jana Klaty fantastyczną „Trylogię” (zły byłem, że nie mogłem jej w Łodzi obejrzeć po raz drugi), Mai Kleczewskiej „Fedrę” (delikatnie mówiąc kontrowersyjną), Waldemara Raźniaka „Wassę Żeleznową” (tu właściwie słów brak) i Krzysztofa Warlikowskiego „(A)polonię” (mającą tylu zwolenników, co przeciwników).
Poza tym w „Powszechnym” czas stanął w miejscu, estetyka nie zmienia się, teatr nieodmiennie sprawia wrażenie odklejonego od rzeczywistości (wyjątkiem jest oczywiście festiwal, którego będę bronił), co jest dziwne, bo przecież wszyscy żyjemy w tym samym miejscu. I dlaczego festiwal może być nowoczesny, reagujący na świat, a Teatr Powszechny nie? Ja tego nie rozumiem. Ale może ktoś mi wyjaśni i zrozumiem? W każdym razie chciałbym. Osobiście życzyłbym sobie w „Powszechnym” trochę więcej urozmaicenia. Bo z jednej strony teatr poszukuje i dużo o tym mówi, a z drugiej… tkwi w koleinie.
PS. Teatr Powszechny, jako jedyny repertuarowy w Łodzi, gra lipcu. Co prawda tylko w weekendy (też nie wszystkie), ale jak sam chwali się na swojej stronie, „przy widowni wypełnionej po brzegi”. I to jest świetne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witaj! Mam wrażenie, że Powszechny jest raczej przyklejony do rzeczywistości, a nie od niej odklejony... do rzeczywistości łódzkiej...nie tej ambitnej, tylko tej szarej, w której Pani Nauczycielka z Panem Inżynierem raz na rok idą do teatru, i to co serwuje Powszechny, jest dla nich strawne...w Jaraczu już by ziewali i patrzyli po kryjomu na zegarek... A tak? Zaliczyli Teatr i mogą się klasyfikować do elyty intelektualnej... pozdrawiam, Sylwia
OdpowiedzUsuńMimo wszystko nie zgadzam się. Nawet Pani Nauczycielce i Panu Inżynierowi można oferować coś więcej, a przez to próbować poprawić ich smak. A granie komedii od Sasa do Lasa jest zupełnym oderwaniem od rzeczywistości
OdpowiedzUsuń2L: Czy Mr L. napisze nam coś na temat Festiwalu "Viva Flamenco" ? Znaczy się czy wybiera się może na choć jeden spektakl z tego cyklu?
OdpowiedzUsuńto tak poza tematem głównym...
a w temacie:
Pozdrawiam w tym miejscu Wszystkie Panie Nauczycielki: zarówno wielbicielki Teatru jak i pozostałe też...
Ciekawe czy jakieś "ciało pedagogiczne" czyta tego bloga ?? ;-)
2nbnW: Na festiwal się nie wybiorę, ponieważ nie ma mnie w Łodzi. A czy jakieś "ciało" czyta tego bloga? Sam nie wiem. Zdaje mi się, że jedno tak, ale pewności nie mam. Jest tak upalnie, że nie mam siły pisać, a przede mną przecież jeszcze teatralne odcinki. I może policyjny, w poniedziałek?
OdpowiedzUsuń2L: o tak! prosimy o kolejny odcinek policyjnej sagi!
OdpowiedzUsuńczy zamiast łodzkiego Flamenco wybierasz warszawskie węże boa?? (nie te z zoo oczywiście) ;-)
Nie wiem jakie węże ma na myśli nbnW, jeśli o węże chodzi to kiedyś miałem w kieszeni, ale zagłodziłem.
OdpowiedzUsuńJestem na wsi i wybieram się na inną wieś. A w stolycy będę robił za furmana :)
Hmm Teatr Powszechny stoi w miejscu właśnie z powodu gustu pani dyrektor P. i jej animozji z bardziej ambitnymi twórcami - pozostają tylko Ci, którzy się jej całkowicie podporządkują ... Festiwal jest bezpiecznym polem do eksperymentów - każdy spektakl pokazany jest dwa razy i na tym koniec(z racji rangi wydarzenia zawsze się sprzeda).
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o repertuar teatru to po co cos zmieniać, jesli bez problemu od wielu lat sprzedaje się "produkt" stworzony bez ambicji i wysiłku - po co się starać? Gdzie nie ma miejsca na twórczy dialog i panuje jednowładztwo tam niestety nic się nie zadzieje i nie zmieni ...