Fortuna kałem sie tuczy


poniedziałek, 12 lipca 2010

Teatr Nowy im. Dejmka

Kompozycja ramowa (niestety)

Sezon w łódzkich teatrach nie należał do najlepszych. To, jak przyznaliśmy Złote Maski (no i jedną Czarną), pokazało jak rozkładają się siły łódzkiego teatru. Wszystkie najważniejsze nagrody „powędrowały” do Teatru im. Jaracza. Jedna antynagroda – Czarna Maska – wzbogaciła zbiory Teatru Nowego, puentując niejako sezon tej sceny.


Rzeczywiście można mówić o kompozycji ramowej, bo „Nowy” rozpoczął sezon od „Na dnie” Gorkiego w reżyserii Ireneusza Janiszewskiego oraz jego scenografii (wespół z autorką kostiumów Katarzyną Paciorek). Nie mogłem wyjść ze zdumienia jakim cudem Irek Janiszewski mógł tak wyreżyserować ten spektakl i tak zinterpretować tekst. Najpotworniejsze maniery teatralne XIX wieku miały, zdaje się, więcej polotu, niż to, co z trudem w kamieniu wykuli realizatorzy wraz z wtórującymi im aktorami. Jak już wcześniej napisałem, było to doświadczenie poniżające. Dla obu stron rampy.

Później nie było wiele lepiej. Od dna odbiła się jedynie realizacja „Transferu” Maksyma Kuroczkina w reżyserii Norberta Rakowskiego. O „Biedermannie i podpalaczach” Maxa Frischa nie pisałem wcześniej, więc i teraz skorzystam z okazji, i też nie napiszę, bo wierzę w chwilową niedyspozycję Krzysztofa Babickiego.

Mirka Marcheluk z jednej strony jest w luksusowej sytuacji: kontrakt pięcioletni chyba gwarantuje jej kształtowanie oblicza artystycznego sceny, ale z drugiej strony niebawem pewnie pojawi się nowy dyrektor naczelny. Ciekawe co wtedy?

Jestem pełen dobrych uczuć wobec Teatru Nowego, bo uważam, że po wszystkich przejściach, jakich doświadczył zespół, ludziom należą się choć trzy sezony pracy w absolutnym komforcie. Bez walk podjazdowych, zwolnień, stresów. Niech każdy ma okazję pokazać co ma najwartościowszego, niech ma chęć zabłysnąć. Jest jednak jeden problem, i ma go Mirka Marcheluk: staranny, nie asekurancki (raczej, rzekłbym wyzwolony, prowokujący), dobór repertuaru. Dobrze byłoby jeszcze skupić wokół teatru grono realizatorów, mających nie tylko warsztat, ale własne, wyraziste zdanie.

Na koniec życzę Teatrowi Nowemu pozłocenia maski w najbliższym sezonie. Myślę, że jest to jak najbardziej możliwe.

I jeszcze odrobina prywaty: chciałbym oglądać na obu scenach „Nowego” tych, których mi mało, a którzy znaczą dla tego teatru dużo: Mirkę Olbińską, Barbarę Dembińską, Jolkę Jackowską (nie tylko w jednym monodramie), Marka Cichuckiego, Dymka Hołówkę, i są jego nadzieją: Monikę Buchowiec, Bartka Turzyńskiego. Szkoda, że – chyba na zawsze – pożegnali się z Łodzią: Julek Chrząstowski, Błażej Peszek, Oskar Hamerski, Katarzyna Krzanowska, Anita Sokołowska…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz