Pomyłki, literówki
Nie wiem jak, ale sie zdarza. Mnie też. Ale zawsze przygnębia. Tu Schuberta autor traktuje jako Shuberta
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/146583.html%0A
A tu Janina Niesobska jest Joanną
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/146620.html%0A
A tu Niesebska
http://powszechny.pl/pl/zespol-administracyjny/ewa-pilawska
czwartek, 20 września 2012
wtorek, 11 września 2012
Woody Allen, Ornella Muti, Zakochani w Rzymie
Nieudana wycieczka do Rzymu
Rzym jest piękny, oczami Woody'ego Allena nie tak piękny. Bo "Zakochani w Rzymie" - najnowszy film Allena - to ledwie błahostka, nawet nie wykorzystująca niczego więcej, ponad stereotypy, ponad obrazki.
W całym filmie znalazły się ledwie dwie, trzy dowcipne sceny, reszta to - mówiąc może mało elegancko - wata. Brakuje dramaturgii, błyskotliwości, bigla. Zastępuje je jakaś scenariuszowa skleroza, przewidywalne skojarzenia - bardziej niż banalne.
Na ekranie w małym, dekoracyjnym epizodzie Ornella Muti, której dawno na naszych ekranach nie widziałem. No i Penelope Cruz w jedynej wyraziście napisanej roli. I już. Jedyne, co zawdzięczam temu filmowi, to powrót tęsknoty za Rzymem. Chciałbym znów zobaczyć Rzym, ale tak, jak ja chcę. Nie tak, jak Allen."Mój" Rzym jest ciekawszy.
Rzym jest piękny, oczami Woody'ego Allena nie tak piękny. Bo "Zakochani w Rzymie" - najnowszy film Allena - to ledwie błahostka, nawet nie wykorzystująca niczego więcej, ponad stereotypy, ponad obrazki.
W całym filmie znalazły się ledwie dwie, trzy dowcipne sceny, reszta to - mówiąc może mało elegancko - wata. Brakuje dramaturgii, błyskotliwości, bigla. Zastępuje je jakaś scenariuszowa skleroza, przewidywalne skojarzenia - bardziej niż banalne.
Na ekranie w małym, dekoracyjnym epizodzie Ornella Muti, której dawno na naszych ekranach nie widziałem. No i Penelope Cruz w jedynej wyraziście napisanej roli. I już. Jedyne, co zawdzięczam temu filmowi, to powrót tęsknoty za Rzymem. Chciałbym znów zobaczyć Rzym, ale tak, jak ja chcę. Nie tak, jak Allen."Mój" Rzym jest ciekawszy.
środa, 5 września 2012
Dno Piotrkowskiej 69
Uprzejmy inaczej
I znów z
cyklu „Gdzie my żyjemy”?
Kolega ma
upodobanie, skądinąd praktyczne, w wyszukiwaniu ofert z tzw. Groupona. Ale, jak
to bywa, czasami nie jest w stanie podołać terminom. Kilka tygodni temu
zaproponował mi skorzystanie z oferty gastronomicznej, co było przeze mnie
życzliwie przyjęte. Podobnie przez restaurację. Dwa dni temu napisał do mnie
(mieszka w innym mieście):
- Nie jestem
w stanie wykorzystać kuponów do pierograni, a mam cztery, czy mogę Ci je
zaoferować?- Z przyjemnością skorzystam – ucieszyłem się, bo jakoś czasu na zakupy nie było i lodówka świeciła światłem własnym.
Kupony
dostałem drogą elektroniczną, dwa dni usiłowałem zarezerwować stolik, lecz bez
skutku: telefon restauracyjki nie odpowiadał. Dziś udałem się (w towarzystwie)
do pierogarni (ul. Piotrkowska 69) . Kilka stolików, jeden wolny, przy bufecie
kilka osób. Okazuje się, że wszyscy z kuponami Groupona. Za ladą bufetu młody
człowiek.
- Dzień
dobry, widzę, że ja, jak i Państwo, przyszedłem na obiad.
- Nie ma wolnych stolików, a poza tym trzeba było sobie zarezerwować – rzuca dziarsko młodzian.
- Dzwoniłam do państwa od trzech dni i nikt nie podnosił słuchawki.
- To miała pani pecha – z uśmieszkiem satysfakcji odpowiada młodzian.
– A ci państwo się dodzwonili.
- Ja dzwonię od dwóch dni i tez się nie dodzwoniłem – wtrącam swoje trzy grosze, sądząc, że zrobię wrażenie.
- No i co z tego? – rezonuje chłopię.
- Pan jest nieuprzejmy – spostrzega klientka, która coraz bardziej jest zmieszana.
- O, a tu jest jeden stolik wolny – zauważam bystrze.
- Ale jest przy nim jedno krzesło, więc dwie osoby i tak nie usiądą - triumfuje pan personel.
Przy stoliku
obok (z trzema krzesłami) siedzą dwie osoby.- Nie ma wolnych stolików, a poza tym trzeba było sobie zarezerwować – rzuca dziarsko młodzian.
- Dzwoniłam do państwa od trzech dni i nikt nie podnosił słuchawki.
- To miała pani pecha – z uśmieszkiem satysfakcji odpowiada młodzian.
– A ci państwo się dodzwonili.
- Ja dzwonię od dwóch dni i tez się nie dodzwoniłem – wtrącam swoje trzy grosze, sądząc, że zrobię wrażenie.
- No i co z tego? – rezonuje chłopię.
- Pan jest nieuprzejmy – spostrzega klientka, która coraz bardziej jest zmieszana.
- O, a tu jest jeden stolik wolny – zauważam bystrze.
- Ale jest przy nim jedno krzesło, więc dwie osoby i tak nie usiądą - triumfuje pan personel.
-
Przepraszam, czy to krzesło jest wolne – pytam.
- Tak, proszę wziąć – odpowiadają uprzejmie goście.
- Nie ma po co, bo ten stolik jest i tak zarezerwowany, więc pan tu nie usiądzie – triumfuje chłopię z obsługi. – Proszę już wyjść i nie przeszkadzać mi w pracy.
- A to już jest chamstwo – wydaje mi się, że brzmię dostatecznie dramatycznie, by subiekt się zreflektował.
- Co najmniej chamstwo – wspiera mnie pani, która też liczyła na obiad i to w towarzystwie trzech osób. – Wie pan (to do mnie) dziś mamy pewną rocznicę i zaprosiłam najbliższych na poczęstunek – mówi nie mogąc wyjść z osłupienia.
- A na kiedy mógłbym zarezerwować stolik – chwytam się brzytwy już się ciesząc, że wyjdzie jednak na moje.
- Na piątek o godz. 12 – odpowiada chłopię zerkając w jakieś zapiski.
- Ale o godz. 12 to obiadu się nie je, może później – tracę sympatyczny ton.
- To wcale się nie je – lśni błyskotliwością młodzieniec.
- Czy może pan poprosić właściciela – myślę, że tym pytaniem osiągnę wszystko.
- Nie, właściciela nie ma, będzie w przyszłym tygodniu.
- Jaki jest do niego telefon – gorączkuje się pani z rocznica i gośćmi.
- Nie ma telefonu, mogą sobie państwo oddać kupony i Groupon odda wam pieniądze – odpowiada chłopak i znika za kotarą.
- Ja pracuję w takim miejscu, że to nie ujdzie im na sucho – konstatuje pani.
- Nie pomyliłem się, to jest chamstwo – i tym stwierdzeniem wieńczę swoje pyrrusowe zwycięstwo.
- Tak, proszę wziąć – odpowiadają uprzejmie goście.
- Nie ma po co, bo ten stolik jest i tak zarezerwowany, więc pan tu nie usiądzie – triumfuje chłopię z obsługi. – Proszę już wyjść i nie przeszkadzać mi w pracy.
- A to już jest chamstwo – wydaje mi się, że brzmię dostatecznie dramatycznie, by subiekt się zreflektował.
- Co najmniej chamstwo – wspiera mnie pani, która też liczyła na obiad i to w towarzystwie trzech osób. – Wie pan (to do mnie) dziś mamy pewną rocznicę i zaprosiłam najbliższych na poczęstunek – mówi nie mogąc wyjść z osłupienia.
- A na kiedy mógłbym zarezerwować stolik – chwytam się brzytwy już się ciesząc, że wyjdzie jednak na moje.
- Na piątek o godz. 12 – odpowiada chłopię zerkając w jakieś zapiski.
- Ale o godz. 12 to obiadu się nie je, może później – tracę sympatyczny ton.
- To wcale się nie je – lśni błyskotliwością młodzieniec.
- Czy może pan poprosić właściciela – myślę, że tym pytaniem osiągnę wszystko.
- Nie, właściciela nie ma, będzie w przyszłym tygodniu.
- Jaki jest do niego telefon – gorączkuje się pani z rocznica i gośćmi.
- Nie ma telefonu, mogą sobie państwo oddać kupony i Groupon odda wam pieniądze – odpowiada chłopak i znika za kotarą.
- Ja pracuję w takim miejscu, że to nie ujdzie im na sucho – konstatuje pani.
- Nie pomyliłem się, to jest chamstwo – i tym stwierdzeniem wieńczę swoje pyrrusowe zwycięstwo.
A przecież
wystarczyło powiedzieć przepraszam, nie sprostaliśmy organizacyjnie, nie
przewidzieliśmy tak wielkiego zainteresowania, zapraszamy kiedy indziej.
Oczywiste jest, że moja noga tam nie postanie, czego i Państwu życzę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)