Fortuna kałem sie tuczy


środa, 23 marca 2011

Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych: Jan Klata "Utwór o matce i ojczyźnie"

Matka, Klata, córka


Dziś Jan Klata i jego „Utwór o matce i ojczyźnie” w ramach Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Po triumfie „Sprawy Dantona”, przyjętej w Łodzi dwa lata temu entuzjastycznie, Klata zyskał w moim mieście wielu sympatyków. Przyznam, że i ja wówczas przekonałem się do Klaty (po jego debiutanckim „Rewizorze” byłem pod wrażeniem, ale późniejsza twórczość artysty jakoś pozostawała mnie obojętnym. A od „Sprawy Dantona” jest inaczej. Lubię jego wyobraźnię, fantazję, luz, odwagę i, że tak powiem, ekwilibrystykę erudycyjną. Jej przykładem jest właśnie „Utwór…”.

Pięć aktorek, jeden aktor, wszyscy w sukienkach, grają nieustająco dwie role: matki i zniewolonej córki, córki i zniewolonej matki, ojczyzny zniewolonej i urodzonej, i uwodzonej. Z piętnem wszystkiego, co istnieje realnie i w imaginacji. Kierat natręctw, terror, gonitwa myśli i multum odwołań popkulturowych, ale nie tylko, bo są i filmowe, i operowe, i musicalowe, ba, nawet baśniowe.

Znakomite, poruszające przedstawienie. Jakże inne od „Trylogii” w poetyce, języku, jakże „odjechane” wobec „Sprawy Dantona”, a zarazem mające coś w sobie z transowości. No i dwie moje ukochane aktorki: Anna Ilczuk i Kinga Preiss. Fajnie mają z tymi Klatowymi realizacjami we Wrocławskiem Teatrze Polskim.
W sobotę w „Powszechnym” Strzępka i Demirski, w niedzielę Grzegorzek w „Jaraczu”. Lubię teatr.

niedziela, 20 marca 2011

Łódź: Zmierzch Bogów, Opowieści o zwyczajnym szaleństwie

Wesoło i smutno
Środa: „Zmierzch Bogów” w ramach Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Grzegorz Wiśniewski zrealizował spektakl w Teatrze Wybrzeże, premiera, o ile pamiętam, odbyła się w 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Trudno jest przenieść na scenę filmowy scenariusz: oba języki: filmu i teatru, bardzo się różnią. Powstał spektakl poważny, choć kameralny, to o monumentalnej wymowie. I wiele mówiący o władzy, a szczególnie o drodze do niej. Rasowa scenografia Barbary Hanickiej.

Dzień później premiera „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” w Teatrze Studyjnym. Sprawna reżyseria Grzegorza Chrapkiewicza, świetna scenografia Wojciecha Stafaniaka. Zabawny i gorzki zarazem przekaz Zelenki w wykonaniu dyplomantów Wydziału Aktorskiego PWSFTviT pozostawia jak najlepsze wrażenie. W grze aktorskiej momentami jednak można odnieść wrażenie powierzchowności, a powinno się raczej odczuwać dystans wobec postaci.

W poniedziałek zajęcia z Wojciechem Kępczyńskim. No i wypadałoby złożyć II odcinek Sagi szpitalnej…

środa, 16 marca 2011

Teatr Wielki, Dydona i Eneasz, Zamek Sinobrodego

Rehlis rulez

Dorota Szwarcman napisała, a ja... Napiszę tylko, że nic dodać, nic ująć.
Może tylko jedno sprostuję: Teatr Wielki w Łodzi sięga po repertuar XX wieku. Nie tak często jak  Opera Narodowa, ale jednak. Można to sprawdzić.

wtorek, 15 marca 2011

Udar mózgu, slużba zdrowia, NFZ, Szpial im. Kopernika

Saga szpitalna, odcinek 1


Pisanie w trakcie wydarzeń było niestosowne z wielu powodów. Jednym z nich była możliwość niedostatecznego dystansu. Teraz podejmę próbę. Będą kolejne odcinki, jak w „Sadze policyjnej”. Tylko więcej grozy, bo rzecz dotyczyć będzie służby zdrowia w Polsce oraz niezwykłej organizacji pod nazwą NFZ, czyli Narodowy Fundusz Zdrowia. Zatem – odcinek pierwszy.

Jest koniec listopada. Do szpitala im. Kopernika trafia kobieta, po badaniach (tomografia itp.) lekarze stwierdzają krwotoczny udar mózgu. Trafia na oddział neurologiczny z pododdziałem poudarowym. 4 osoby w sali, wszystkie bez kontaktu, poza bohaterką. Bohaterka mówi, ma porażenie lewostronne. Stan konsultuje neurochirurg – stwierdza, że pacjentka nie może być operowana.

Po pierwszej dobie.
- Panie doktorze, jakie są rokowania?
- Proszę być przygotowanym na wszystko.

Mija 10 dni. Pacjentka jest – jak mówią lekarze – kontaktowa, zresztą od pierwszej doby. Karmiona za pomocą strzykawki doustnie. Zacewnikowana. Halucynuje, ale potrafi też momentami zdobyć się na logiczny wywód.
- Panie doktorze, jakie są rokowania?
- No stan jest stabilny, być może wypiszemy ją za kilka dni.
- ?
- No nic więcej nie możemy zrobić.

Mija następne 5 dni. Stan pacjentki jest nie zmieniony. Trzeci raz zmienia się lekarz prowadzący.
- Pani doktor, jakie są rokowania?
- Proszę rozmawiać z ordynatorem.

Gabinet ordynatora.
- Panie profesorze, co może pan powiedzieć o pacjentce?
- Dobrze, że cały czas jest ktoś u pacjentki, dobrze, że państwo się zmieniają przy niej.
- Czy może powinna rozpocząć się rehabilitacja?
- Jeszcze za wcześnie. Jeszcze wszystko może się zdarzyć, krwiak jest ogromny, wchłania się bardzo powoli.
- A lekarz prowadzący (już czwarty) powiedział, że będzie za kilka dni wypisana.
- Niemożliwe.
- ?
- Za wcześnie.

Mija miesiąc. Stan pacjentki ulega niewielkiej poprawie. Objawia się to tym, że pacjentka więcej mówi, częściej śpi w nocy. Nadal halucynuje. Konsultacja psychiatryczna nie wnosi niczego.
- Panie doktorze (piąty lekarz prowadzący) – jak długo pacjentka będzie w szpitalu?
- Proszę rozmawiać z ordynatorem.

Gabinet ordynatora.
- Panie profesorze, porozmawiajmy o pacjentce. Może jakaś rehabilitacja?
- No jest prowadzona.

Od tygodnia. 10 minut dziennie. Pacjentkę odwiedza też logopeda. Wizyta, prawie codziennie, trwa 5 minut, od tygodnia przychodzi do szpitala prywatny rehabilitant. Ćwiczy z pacjentką godzinę dziennie.

Mija 6 tygodni.
Pacjentka nadal sparaliżowana, mniej halucynuje, ale jest obojętna.
- Panie profesorze, może postarajmy się o skierowanie na oddział rehabilitacyjny do szpitala WAM przy pl. Hallera?
- A ma pan jakąś możliwość, żeby to załatwić?
- Tak.
- To niech pan załatwia.

Pan załatwia.

- Panie profesorze, załatwiłem.
- Znakomicie. Kiedy?
- Za tydzień.
- To za tydzień wypisujemy i prosto na pl. Hallera.
- Super, dziękuję.

Mija tydzień.
Kolejny lekarz prowadzący mówi do pacjentki:
- Zrobimy pani operację i usuniemy krwiak.
Pacjentka przestraszona, zestresowana, przecież za dwa dni miała jechać na oddział rehabilitacyjny.

Gabinet ordynatora.
- Panie profesorze, co to za pomysł z tą operacją?
- Poprosiliśmy o konsultację naszego neurochirurga, on zalecił operację.
- Możemy wstrzymać się z decyzją dwa dni? Ja poproszę o konsultację takiego zalecenia.
- Dobrze.

W ciągu dwóch dni wszystkie obrazy trzech tomografii ogląda dwóch renomowanych neurochirurgów. Niezależnie. Zdaniem obu do operacji są wyłącznie przeciwwskazania. Obaj, jak mantrę, powtarzają:
- Nie ma obrzęku mózgu, operacja przyniesie więcej szkody, niż pożytku. Rehabilitacja, jeszcze raz rehabilitacja.

Informuję o tym dwóch lekarzy (jeden jest, drugi był prowadzącym).
- Panowie doktorzy, konsultowałem opinię tutejszego neurochirurga z dwoma innymi, niezależnymi specjalistami. Oni są kategorycznie przeciwni ingerencji chirurgicznej.
- Pan to sobie może mówić, my mamy zaufanie do naszego lekarza.
- A ja nie mam.
- To bez znaczenia, operację należy przeprowadzić.

Gabinet ordynatora.
- Panie profesorze, mam dwie opinie neurochirurgów niezależnych, wykluczające opinię neurochirurga z Państwa szpitala…
- Zatem nie będziemy robić operacji. Proszę tylko napisać, żeby było w dokumentacji, dlaczego nie wyrażają Państwo zgody na operację.

Chwilę później przeprowadzam rozmowę z neurochirurgiem zalecającym operację.
- Panie doktorze, na czym ma polegać operacja pacjentki?
- Na usunięciu krwiaka – rzuca nadęty mądrością lekarz swe odkrycie, niczym ochłap zdebilniałemu z głodu psu.
- Domyślam się, ale może coś więcej?
- Co?
- No, czy tomografia pokazuje obrzęk mózgu?
- Tak, u pacjentki jest wyraźny obrzęk mózgu.
- Pan go widzi na tych zdjęciach?
- Tak – pogarda coraz bardziej podpierana zniecierpliwieniem.
- A jaki skutek przyniesie operacja?
- Nie wiem.
- Zatem do widzenia, spodziewałem się merytorycznej rozmowy z fachowcem, a rozmawia pan ze mną jak dyletant.

Dokumentacja uzupełniona, oczywiście brak zgody. Z uzasadnieniem.

Gabinet ordynatora.
- To wypis za 3 dni i do szpitala na rehabilitację?
- Tak.
- Dziękuję.

środa, 9 marca 2011

Limeryk

Żygląd

W drodze z Łodzi do Gdańska przejeżdża się przez miejscowość o wdzięcznej nazwie Żygląd. Nazwa zainspirowała mnie do popełnienia utworu literackiego upamiętniającego tę urokliwą wieś. A, że Żygląd jest nieduży i szybko się przezeń jedzie, czasu starczyło ledwie na limeryk.


Pewna gruba pani z miejscowości Żygląd
Torsjami chciała poprawić swój wygląd
I choć strasznie rzygała
To wciąż nie wyglądała
Bo na odchudzanie miała mylny pygląd

poniedziałek, 7 marca 2011

Karolina Sofulak wyreżyserowała "Traviatę" w Operze Bałtyckiej

Dyplomowana koleżanka

W sobotę, w Operze Bałtyckiej Karolina Sofulak - moja koleżanka z roku - zadebiutowała. W inscenizacji Marka Weissa wyreżyserowała "Traviatę" - swój spektakl dyplomowy. Zrobiła to jako pierwsza z naszej siódemki.
W Gdańsku, za sprawą tej premiery, poczułem się jak w... Łodzi. Na scenie w partii tytułowej - Joanna Woś, jako Germont - Zbignierw Macias, doktor - Andrzej Malinowski. Na scenie także Joanna Cortes (wiele lat w Łodzi, teraz w Warszawie), a za dyrygenckim pulpitem Jose Maria Florencio, którego poznałem w Łodzi jako rozpoczynającego karierę, by później podziwiać jego kunszt w Warszawie, Poznaniu, wreszcie teraz w Gdańsku, gdzie wspólnie z Markiem Weissem dyrektoruje Operą Bałtycką.  Poczułem się jak w domu, naprawdę. Jaka szkoda, że tych wspaniałych artystów albo nie widzimy w Łodzi wcale, albo zbyt rzadko... Może z nową dyrekcją Teatru Wielkiego to się zmieni?
Spektakl oglądałem w towarzystwie pani reżyser i dwóch kolegów z roku: Jacka Mikołajczyka, który podarował mi prezent - swoją książkę o historii musicalu w Polsce "Musical nad Wisłą" i Łukasza Gajdzisa - podarował mi sympatyczną wymianę zdań. Z Krakowa na premierę przyjechał tylko prof. Józef Opalski zwany Żukiem. Z Łodzi Jacek Kubis.
A jakie było przedstawienie? Odwiedzcie Operę Bałtycką i pozwólcie porwać się wyobraźni twórców.
W tę samą sobotę w Teatrze Wielkim w Łodzi odbyła się premiera "Dydony i Eneasza" oraz "Zamku Sinobrodego". Kiedy będę miał okazję obejrzeć - jeszcze nie wiem.

czwartek, 3 marca 2011

Irena Kwiatkowska nie żyje

Kobieta już nie pracująca

Zmarła Irena Kwiatkowska, miała 98 lat. Jak ze smutkiem wspomina się osobę, która całe życie dostarczała uśmiechu? Mnie Kwiatkowska kojarzy się z komediowym aktorstwem najwyższej próby. Tak samo profesjonalnie śpiewała piosenki Przybory i Wasowskiego, jak mówiła "Ptasie radio" dzieciom. Była Hermenegildą Kociubińską i truła w "Arszeniku i starych koronkach" w parze z Ludwiżanką. Miała roztańczone nogi w "Hallo Szpicbródka" i fenomenalne zagubienie w "Wojnie domowej".
Osobiście rozmawiałem z Ireną Kwiatkowską ze trzy razy. Za każdym razem miło i sympatycznie, za każdym razem nie miała ochoty, by publikować wywiad. Mówiła: a co ja mogę mieć ciekawego do powiedzenia? Ja już powiedziałam wszyskto na scenie.
Żal.
Środowiskowa wieść mówiła, że Kwiatkowska przez kilkadziesiąt lat dzieliła teatralną garderobę w "Syrenie" z Hanką Bielicką. I nigdy panie nie przeszły na "ty". Hm...

wtorek, 1 marca 2011

Szyjko znika z Łodzi, Sofulak rulez, ale w Gdańsku

Karolina rulez


Karolina Sofulak, moja przyjaciółka, z jednego i tego samego roku studiów, jednocześnie debiutuje jako reżyser w operze i robi dyplom. „Traviatą” Verdiego w Operze Bałtyckiej. Reżyseruje w inscenizacji prof. Marka Weissa Grzesińskiego.


W obsadzie m.in.: Joanna Woś, Joanna Cortes, Zbigniew Macias, Andrzej Malinowski. A za dyrygenckim pulpitem Jose Maria Florencio. Wszyscy, jeśli nie teraz, to kiedyś w Łodzi. W „moim” Teatrze Wielkim, w którym nastał czas wietrzenia po dyrekcji niejakiego Szyjko. Kto wysprząta tę stajnię Augiasza? Oby dokładnie. Nie mogę się doczekać.