Fortuna kałem sie tuczy


wtorek, 17 sierpnia 2010

3-city i okolice

Riwiera z second handu

Pobyt w 3-city był ze wszech miar udany. Bałtyk, choć zimny, dawał przyjemność spacerowania. Korzystałem, jak nigdy wcześniej. A przy tym była okazja pomyśleć. I okazja do licznych towarzyskich spotkań.


Okolice 3-city zaskakują: w niektórych miejscach (zwłaszcza na wschód od Gdańska) czas zatrzymał się 20 lat temu. Podobnie jak mentalność właścicieli barów, smażalni, tzw. ośrodków wypoczynkowych. Zwłaszcza tym ostatnim wydaje się, że mogą kształtować ceny dowolnie, a ludzie, przyzwyczajeni do żałosnych standardów, i tak przyjadą. Tymczasem nie przyjeżdżają tak licznie, jak niegdyś. Jedna z właścicielek takiego ośrodka żaliła mi się, że to przez media, które straszą zanieczyszczeniem wody. Nie zauważyła, że jej ośrodek straszył, może nie tyle zanieczyszczeniem, co skrajną bidą: łóżka zniszczone, mebelki sklecone naprędce 30 lat temu, brak radia, telewizora, lodówki, wspólne toalety, dwa prysznice na krzyż… A ceny – głowa mała.
W sklepach – tradycyjnie drożej niż w Polsce centralnej. Obsługa – niekoniecznie kompetentna, ale to już charakterystyczne dla całego kraju.

Słynny Jarmark Dominikański w znacznej części przypomina targowisko ze Stadionu X-lecia: chińskie bluzeczki, obrazki, majtki, biustonosze w bajecznych rozmiarach, maskotki, gdzie niegdzie oscypki (?) i zdrowa żywność. Na firmowym stoisku jednej z firm kosmetycznych wyroby droższe o 10-20 proc. niż w „zwykłych” sklepach. Dziwaczne to wszystko i przygnębiające. A ludzi tłumy.

„Wielkim światem” próbuje powiać w Stegnie, ale to rozmiar świata na miarę prowincji. Niby wszystko ucywilizowane, aspiruje do trzech gwiazdek, w rzeczywistości usiłuje podskoczyć do jednej. Taka riwiera z second handu… Mówiąc szczerze przeszła mi ochota, by kiedykolwiek jeszcze nawiedzać tę okolicę w celach wypoczynkowych. Nawet sentymenty gdzieś się zapodziały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz