Fortuna kałem sie tuczy


wtorek, 18 września 2018

43 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych

Bajon długo o Kaszubach 




Tegoroczny, 43 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych zainaugurowała uroczyście projekcja najnowszego filmu Filipa Bajona "Kamerdyner" - obok mnie siedział Jarosław Wałęsa, kandydat na prezydenta Gdańska - ale nie to wzbudziło w widzach emocje.
Filip Bajon powrócił do formy z czasów "Magnata", doskonale odnajdując się w epickiej opowieści o losie Kaszub, począwszy od roku 1900, na 1945 skończywszy. Dostaliśmy długi (dwie i pół godziny) film z piękną kreacją Anny Radwan i przemyślaną, konsekwentną drugoplanową rolą Marcela Sabata. Swoje "pięć minut" ma też tu świetny Łukasz Simlat. "Kamerdyner" to poruszająca opowieść o losie rodziny, wplecionej w koło trudnej historii. Opowieść o tym, że mimo wielu nauk, wciąż nie potrafimy wyciągać wniosków z doświadczeń. O tym, że przy każdym "zakręcie" historycznym dopuszczamy do utraty elit. Smutny i gorzki film z ambicjami: pouczenia ale nie moralizatorstwa. Na pewno warto iść do kina.
Nie zalecałbym tej fatygi w przypadku "Autsajdera": Adam Sikora zaliczył tu klasyczny wypadek przy pracy. Fabuła filmu, mimo opowiadania o trudnym okresie czasu wojennego, jest zbanalizowana, historia głównego bohatera (Łukasz Sikora stara się go uwiarygodnić) opowiedziana łopatologicznie i nader naiwnie. Powstał film telewizyjny, warsztatowo szkolny, formalnie archaiczny.
Interesującą pod każdym względem wydaje się być "Fuga" - film w reżyserii Agnieszki Smoczyńskiej wg. scenariusza Gabrieli Muskały, grającej główną rolę. To stricte festiwalowy film z pięknymi rolami Muskały i Łukasza Simlata (oboje na zdjęciu). Chociaż "piękne" to w tym kontekście nie jest właściwe słowo, bo obie role są zdecydowanie wstrząsające.  Opowieść o utracie tożsamości porusza i fascynuje. Jeszcze bardziej byłbym zachwycony, gdybym nie poznał pewnej, zawartej w scenariuszu, tajemnicy: widocznie największe wrażenie robią na mnie niedopowiedzenia. Sukcesu frekwencyjnego filmowi nie wróżę, ale nie na taki sukces obraz ten jest obliczony.
Wśród konkursowych, poniedziałkowych projekcji, pojawiła się też - obecna na ekranach - "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego. Moim zdaniem to czarny koń tegorocznego festiwalu: polskie kino od lat nie miało tak głębokiej i wysmakowanej wypowiedzi, na dodatek ujętej w oszałamiającą formę. A do tego kreacje aktorskie Joanny Kulig, Tomasza Kota, Agaty Kuleszy i Borysa Szyca. Chyba nie jestem jedynym, który filmowi wróży deszcz nagród.
A we wtorek... zdecydowanie najgorętszy film tegorocznego festiwalu: "Kler" Wojciecha Smarzowskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz