Wszystkie figury spotykają się w jednym pudełku
Wycieczka na Cmentarz Łyczakowski
rozpoczęła się od drobnego nieporozumienia. Po przeanalizowaniu
trasy padło na tramwaj linii 7, która jedzie przez Teatralną
(przystanek jest tylko w przeciwną stronę), za to zatrzymuje się
przy Lisi Ukrainki (tam z kolei nie ma przystanku w przeciwnym
kierunku) i dojeżdża pod cmentarną bramę. Po przejechaniu kilku
przystanków zorientowaliśmy się, że jedziemy w zupełnie inną
stronę. Nasze zaniepokojenie zauważył pewien pan.
- Wy na Łyczakowski?
- Tak.
- No to źle jedziecie, bo "siódemka"
ma zmienioną trasę, z racji remontu, pół Łyczakowskiej
remontują.
- O, dziękuję. Nie wiedziałem.
- Większość tramwajów jeździ
teraz inaczej, z uwagi na remonty.
Fantastycznie. Po pół godzinie
jesteśmy na jakichś peryferiach. Wysiadamy, czekamy na tramwaj w
przeciwną stronę. Jest. Jedziemy. Wysiadamy przy Pidwalnej, bo
krzyżuje się z Łyczakowską, więc jest prawdopodobieństwo duże,
że tam zatrzyma się jakaś marszrutka. Bo marszrutką się dojedzie,
a tramwajem – nie.
Oczywiście na Łyczakowskiej nie ma
żadnego oznaczenia przystanku, ale marszrutki zatrzymują się na
rogu (zresztą zawracając na środku całkiem dużego skrzyżowania,
czym wstrzymują ruch we wszystkich kierunkach).
- Dojedziemy na Łyczakowski
cmentar?
- Tak – odpowiada kierowca. Podaję 10 hrywien.
- Za dwóch – mówię.
- Proszę – odpowiada i wydaje
resztę: 2 hrywny, czyli 32 grosze
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Wersal trwa nadal.
Ludzie w autku
(marszrutka to takie pół autobusu, ale z firankami)
siedzą, stoją.
Jest tłoczno. Jakiś chłopak rozmawia (dość cicho) przez komórkę.
Wsiada 70-latka, ubrana przebiednie, ale usta szminką pomalowane.
- Nie rozmawia się przez telefon w
komunikacji – podnosi głos zdenerwowana.
- Bez przesady, nikomu nie
przeszkadzam – rzuca młodzian.
- Mnie przeszkadzasz – już
krzyczy. Sytuacja nabiera barw i dynamizmu.
- Ja jestem nerwowa,
może nedopeszczona. Ja 30 lat szyła palta na Majaku, zasłużona
jestem. Nigdzie w Europie nie rozmawia się przez telefon.
- Rozmawia się – odszczekuje, ale
spokojnie młodziak.
- Nie! Ja urodzona w Warszawie, tam
mieszkała, to wiem.
- Dawno było, można wracać do
Warszawy – replikuje chłopak.
- O, nie! Nie bedesz mne z
mohego mesta wyrucal.
Trochę tłumaczę, trochę w oryginale
piszę, tak dla zachowania atmosfery. Na szczęście już trzeba
wysiadać. Kierowca mówi, że tu na Łyczakowski.
- Dziękuję – odpowiadam.
- Musicie iść w prawo, chłopcy –
woła za nami bohaterka telefonicznej awantury, wyraźnie
zadowolona, że może do nas zwrócić się po polsku. Dziwna
sytuacja.
Idziemy w prawo. I jest cmentarz.
Sporo
wycieczek z Polski, ale i z Ukrainy. Za wstęp płaci się 25 hrywien
od osoby plus 10 za fotografowanie i 15 za mapkę-przewodnik. Przewodnik po
polsku, ale merytorycznie z ukraińskim zacięciem
napisany.
Zwiedziliśmy niemal cały cmentarz. Mogiły Polaków i
Ukraińców obok siebie, przemieszane, z różnych etapów historii.
Osobne przestrzenie zajmują cmentarze poległych w walkach 1918/19.
Dwa monumentalne pomniki pamięci. Jakby rywalizujące ze sobą o to,
czyje ważniejsze, bardziej narodowe, bardziej patriotyczne.
Trochę
poza moją bajką, bo oto wszyscy martwi leżą w tej samej ziemi.
Jak mówi włoskie powiedzenie: po grze (w szachy) pionek i król
wędrują do tego samego pudełka...
Poza grobami polskich hrabiów i
hrabianek, ukraińskich uczonych i artystów (na Łyczakowskim są
umiejscowieni w rodzaju alei zasłużonych), zobaczyliśmy znakomity w zaprojektowaniu, zespół grobów Orląt
Lwowskich, groby powstańców listopadowych i – na samym szczycie
cmentarza (położony jest pięknie, na wzgórzu), groby powstańców
styczniowych. Było to poruszające. Jak mówią na Wschodzie,
zadumałem się w intencji spoczywających tu przodków wszystkich
moich znajomych.
Droga powrotna do centrum miasta nie
była już tak atrakcyjna, za to w upale. W ciągu dnia wyklarowała
się we Lwowie piękna pogoda. A poobiednia kawa z koniakiem w
obłędnej kawiarni "Kopalnia kawy" (w Rynku) dopełniła
wrażeń. Zresztą kawiarniom i restauracjom spróbuję poświęcić
osobną notatkę.
Dziś już tylko trzygwiazdkowy "Potomkin": zakochuję się w ukraińskich koniakach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz