Fortuna kałem sie tuczy


wtorek, 11 września 2012

Woody Allen, Ornella Muti, Zakochani w Rzymie

Nieudana wycieczka do Rzymu

Rzym jest piękny, oczami Woody'ego Allena nie tak piękny. Bo "Zakochani w Rzymie" - najnowszy film Allena - to ledwie błahostka, nawet nie wykorzystująca niczego więcej, ponad stereotypy, ponad obrazki.
W całym filmie znalazły się ledwie dwie, trzy dowcipne sceny, reszta to - mówiąc może mało elegancko - wata. Brakuje dramaturgii, błyskotliwości, bigla. Zastępuje je jakaś scenariuszowa skleroza, przewidywalne skojarzenia - bardziej niż banalne.
Na ekranie w małym, dekoracyjnym epizodzie Ornella Muti, której dawno na naszych ekranach nie widziałem. No i Penelope Cruz w jedynej wyraziście napisanej roli. I już. Jedyne, co zawdzięczam temu filmowi, to powrót tęsknoty za Rzymem. Chciałbym znów zobaczyć Rzym, ale tak, jak ja chcę. Nie tak, jak Allen."Mój" Rzym jest ciekawszy.

4 komentarze:

  1. Stały czytelnik12 września 2012 00:48

    Oj, oj, recenzent, a recenzji nie czyta.
    Aging jest naganny, ale W.A. to już starszy pan żyjący wspomnieniami i do tego zmuszający aktorów, by grali równie neurotycznie jak on sam.
    Ten film to kpina z widzów, a dla W.A. środki na alimenty dla byłej żony i na zachcianki byłej podopiecznej.

    OdpowiedzUsuń
  2. A o co chodzi z tym czytaniem, lub nie, recenzji? Mieć własne zdanie to za mało? Recenzje czytać i je przedrukowywać mam? Ci, którzy faktycznie systematycznie tu zaglądają, wiedzą, że znajdą tu tylko moje zdanie.
    A wspominając "aging" Stały Czytelnik miał na myśli ageizm? Czyli szykanowanie starszych? Na pewno ja nie szykanuję: jestem już starszy niż świat :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko sie nie zmieniaj i pisz dalej swoje zdanie. Czytam dosyc regularnie Twoj blog zawsze z duzym zainteresowaniem:-)

    OdpowiedzUsuń