Fortuna kałem sie tuczy


środa, 5 września 2012

Dno Piotrkowskiej 69


Uprzejmy inaczej

I znów z cyklu „Gdzie my żyjemy”?

Kolega ma upodobanie, skądinąd praktyczne, w wyszukiwaniu ofert z tzw. Groupona. Ale, jak to bywa, czasami nie jest w stanie podołać terminom. Kilka tygodni temu zaproponował mi skorzystanie z oferty gastronomicznej, co było przeze mnie życzliwie przyjęte. Podobnie przez restaurację. Dwa dni temu napisał do mnie (mieszka w innym mieście):
- Nie jestem w stanie wykorzystać kuponów do pierograni, a mam cztery, czy mogę Ci je zaoferować?
- Z przyjemnością skorzystam – ucieszyłem się, bo jakoś czasu na zakupy nie było i lodówka świeciła światłem własnym.

Kupony dostałem drogą elektroniczną, dwa dni usiłowałem zarezerwować stolik, lecz bez skutku: telefon restauracyjki nie odpowiadał. Dziś udałem się (w towarzystwie) do pierogarni (ul. Piotrkowska 69) . Kilka stolików, jeden wolny, przy bufecie kilka osób. Okazuje się, że wszyscy z kuponami Groupona. Za ladą bufetu młody człowiek.

- Dzień dobry, widzę, że ja, jak i Państwo, przyszedłem na obiad.
- Nie ma wolnych stolików, a poza tym trzeba było sobie zarezerwować – rzuca dziarsko młodzian.
- Dzwoniłam do państwa od trzech dni i nikt nie podnosił słuchawki.
- To miała pani pecha – z uśmieszkiem satysfakcji odpowiada młodzian.
– A ci państwo się dodzwonili.
- Ja dzwonię od dwóch dni i tez się nie dodzwoniłem – wtrącam swoje trzy grosze, sądząc, że zrobię wrażenie.
- No i co z tego? – rezonuje chłopię.
- Pan jest nieuprzejmy – spostrzega klientka, która coraz bardziej jest zmieszana.
- O, a tu jest jeden stolik wolny – zauważam bystrze.
- Ale jest przy nim jedno krzesło, więc dwie osoby i tak nie usiądą - triumfuje pan personel.
Przy stoliku obok (z trzema krzesłami) siedzą dwie osoby.

- Przepraszam, czy to krzesło jest wolne – pytam.
- Tak, proszę wziąć – odpowiadają uprzejmie goście.
- Nie ma po co, bo ten stolik jest i tak zarezerwowany, więc pan tu nie usiądzie – triumfuje chłopię z obsługi. – Proszę już wyjść i nie przeszkadzać mi w pracy.
- A to już jest chamstwo – wydaje mi się, że brzmię dostatecznie dramatycznie, by subiekt się zreflektował.
- Co najmniej chamstwo – wspiera mnie pani, która też liczyła na obiad i to w towarzystwie trzech osób. – Wie pan (to do mnie) dziś mamy pewną rocznicę i zaprosiłam najbliższych na poczęstunek – mówi nie mogąc wyjść z osłupienia.
- A na kiedy mógłbym zarezerwować stolik – chwytam się brzytwy już się ciesząc, że wyjdzie jednak na moje.
- Na piątek o godz. 12 – odpowiada chłopię zerkając w jakieś zapiski.
- Ale o godz. 12 to obiadu się nie je, może później – tracę sympatyczny ton.
- To wcale się nie je – lśni błyskotliwością młodzieniec.
- Czy może pan poprosić właściciela – myślę, że tym pytaniem osiągnę wszystko.
- Nie, właściciela nie ma, będzie w przyszłym tygodniu.
- Jaki jest do niego telefon – gorączkuje się pani z rocznica i gośćmi.
- Nie ma telefonu, mogą sobie państwo oddać kupony i Groupon odda wam pieniądze – odpowiada chłopak i znika za kotarą.
- Ja pracuję w takim miejscu, że to nie ujdzie im na sucho – konstatuje pani. 
- Nie pomyliłem się, to jest chamstwo – i tym stwierdzeniem wieńczę swoje pyrrusowe zwycięstwo.
A przecież wystarczyło powiedzieć przepraszam, nie sprostaliśmy organizacyjnie, nie przewidzieliśmy tak wielkiego zainteresowania, zapraszamy kiedy indziej. Oczywiste jest, że moja noga tam nie postanie, czego i Państwu życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz