Nieudana wycieczka do Rzymu
Rzym jest piękny, oczami Woody'ego Allena nie tak piękny. Bo "Zakochani w Rzymie" - najnowszy film Allena - to ledwie błahostka, nawet nie wykorzystująca niczego więcej, ponad stereotypy, ponad obrazki.
W całym filmie znalazły się ledwie dwie, trzy dowcipne sceny, reszta to - mówiąc może mało elegancko - wata. Brakuje dramaturgii, błyskotliwości, bigla. Zastępuje je jakaś scenariuszowa skleroza, przewidywalne skojarzenia - bardziej niż banalne.
Na ekranie w małym, dekoracyjnym epizodzie Ornella Muti, której dawno na naszych ekranach nie widziałem. No i Penelope Cruz w jedynej wyraziście napisanej roli. I już. Jedyne, co zawdzięczam temu filmowi, to powrót tęsknoty za Rzymem. Chciałbym znów zobaczyć Rzym, ale tak, jak ja chcę. Nie tak, jak Allen."Mój" Rzym jest ciekawszy.
wtorek, 11 września 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj, oj, recenzent, a recenzji nie czyta.
OdpowiedzUsuńAging jest naganny, ale W.A. to już starszy pan żyjący wspomnieniami i do tego zmuszający aktorów, by grali równie neurotycznie jak on sam.
Ten film to kpina z widzów, a dla W.A. środki na alimenty dla byłej żony i na zachcianki byłej podopiecznej.
A o co chodzi z tym czytaniem, lub nie, recenzji? Mieć własne zdanie to za mało? Recenzje czytać i je przedrukowywać mam? Ci, którzy faktycznie systematycznie tu zaglądają, wiedzą, że znajdą tu tylko moje zdanie.
OdpowiedzUsuńA wspominając "aging" Stały Czytelnik miał na myśli ageizm? Czyli szykanowanie starszych? Na pewno ja nie szykanuję: jestem już starszy niż świat :)
Tylko sie nie zmieniaj i pisz dalej swoje zdanie. Czytam dosyc regularnie Twoj blog zawsze z duzym zainteresowaniem:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję
OdpowiedzUsuń