Fortuna kałem sie tuczy


czwartek, 15 marca 2018

Piękny wieczór #Filharmonia Łódź #Tadeusz Kozłowski #Bernadetta Grabias


Moc muzyki poza nutami


Są momenty, kiedy idę do filharmonii i zastaję tam muzykę wyrzuconą w kosmos. W Filharmonii Łódzkiej często mam okazję posłuchać muzyki, która płynie wprost z partytury, pięknie poprowadzonej przez dyrygenta, znakomicie wykonanej przez orkiestrę.
No właśnie... wykonanej. Pod batutą. Jest świetnie, bo to dobra orkiestra jest.
Mam wrażenie, że w moim mieście już nikt nie pisze o muzyce, żadne medium nie zamieszcza recenzji, bo też nie bardzo chce. A może nie ma skąd brać. Sam też rzadko piszę o koncertach, bo też - trawestując Krystiana Lupę z "Procesu" - kto dziś pisze recenzje z koncertów? A kto je czyta?
Czasami jednak - znów cytując, tym razem piosenkę Jerzego Stuhra - czasami człowiek musi, inaczej się udusi.
Poszedłem na koncert do Filharmonii Łódzkiej w miniony piątek, bo chciałem poznać co o Brahmsie i Mahlerze myśli Tadeusz Kozłowski. Dyrygent wybitny, acz znany głównie z operowych i baletowych realizacji. Od razu powiem, że nie kierowała mną ciekawość jak zagra to Orkiestra FŁ, bo wiedziałem, że bezbłędnie. Chodziło mi o coś więcej: o to, co z nut zapisanych na pięciolinii wyczytają muzycy i dyrygent? Nie miałem wątpliwości, że nie będzie to "zagranie" partytury. Byłem pewien, że to będzie muzykowanie, że usłyszę coś, co jest nie tylko w nutach, ale i między nutami. Interesowało mnie co to będzie?
A był to świat. Świat natchnienia, a zarazem świat opisany, jakby programowy, w jakimś sensie literacki. Ale też bardzo emocjonalny, a przy tym nie naiwnie sentymentalny. Świat widziany przez Kozłowskiego jest światem mądrości starca i wrażliwości dziecka. Tak przeczytać partyturę V Symfonii Mahlera może tylko ktoś, kto czuje więcej, niż można sobie wyobrazić. A zarazem ktoś, kto potrafi swoje wnętrze rozczytać tak świadomie, że nie jest kłopotem przekazania go setce muzykom.
Mahler zagrany był w natchnieniu i z precyzją. Nie brakło niczego, co zostało zapisane w partyturze, a jednocześnie owa wrażliwość i talent dyrygenta tak oddziaływały na Orkiestrę, że muzycy nie grali tylko nut, ale intelektualną i emocjonalną ich zawartość.
Nie jestem admiratorem Mahlera. Jego twórczość zdaje się często symbolizować trudność z uzyskaniem zakończenia: kompozytor niezmiennie potrafi dopowiedzieć coś jeszcze. I to, bywa, że mnie irytuje. Kozłowski tymczasem z tej maniery potrafił uczynić walor: każde powtórzenie, czy powrót tematu w przetworzeniu, pokazywał jak nową wycieczkę w nieznane. W krainę wyobraźni, w której coś, co już znamy, jawi się jako kolejny znak zapytania. Dzięki temu nawet - mówiąc potocznie - zgrane Adagietto, miało więcej tajemnicy, niż w wyeksploatowanej "Śmierci w Wenecji" Viscontiego.
Jako, że życie mnie nie rozpieszcza ostatnio, w gust mój "wycelował" marsz z pierwszej części: 2/4 jest chyba moim rytmem, a żałoba odczuwaniem. I ta część zabrzmiała fenomenalnie: odczytałem ją jako sens przemijania, bezwzględny przecież, a zarazem - paradoksalnie - dający nadzieję. Umierałem i odradzałem się wraz z muzyką.
Właściwie cała V Symfonia była odczytana przez Kozłowskiego przez taki właśnie pryzmat. Powiem cynicznie może: nuty nutami, ale treści napisanej przez kompozytora jest więcej. I to pokazał Kozłowski.
Z satysfakcją przyznam, że nie udałoby się to dyrygentowi, gdyby nie zaufanie i techniczna biegłość orkiestry oraz wrażliwość każdego z tworzących ją muzyków. To, jak pięknie "poszli" za kapelmistrzem, jak wsłuchali się w jego intencje, było więcej niż imponujące. Grupa waltorni, kwartet smyczkowy, flety, harfa... Byliście Państwo wspaniali.
Dopełnieniem muzycznej uczty było Alto Raphsody Brahmsa. Precyzyjne muzycznie, uduchowione za sprawą Chóru Męskiego FŁ i wrażliwości oraz techniki wokalnej niezawodnej Bernardetty Grabias, której barwa głosu brzmi w moich uszach do teraz.
Pięknie i nisko się Państwu kłaniam. A Dyrekcji FŁ życzę, aby takie koncerty trwały nieprzerwanie. Pod Kozłowskim wszystko się udaje (vide Verdiowskie Requiem), a z towarzyszeniem Grabias mieliśmy perłę w koronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz