Upał. Duchota. Wracam do domu z zakupami, ledwie zipię. Na
ławce pod drzewem siedzi starsza pani. Schludnie ubrana, uczesana, uśmiecha się
jakby do siebie, o ławkę oparta kula.
- Proszę pana –zaczepia mnie - czy mógłby pan zanieść moje zakupy pod drugą klatkę tego bloku?
- Tak – odpowiadam nieoczekiwanie dla samego siebie, nieco zaskoczony.
– Proszę mi dać te siatki.
Nie są ciężkie, może dwa, dwa i pół kilo.
- Bo ja jestem taka słaba, że nie mam siły. A może pan zaniesie mi je pod drzwi? Mieszkam na pierwszym piętrze pod trzynastką, proszę wziąć klucze – staruszka usiłuje zdjąć klucze z szyi, ale nie idzie jej to sprawnie.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
Jak trzeba być zdesperowanym, żeby obcemu człowiekowi dawać klucze od własnego mieszkania – zastanawiam się i trochę czuję przerażenie: ja też tak za ileś lat? Dzwonię domofonem do jednego mieszkania, drugiego… za czwartym razem wreszcie słyszę: „kto tam?”.
- Proszę odtworzyć, przyniosłem zakupy dla pani spod „trzynastki”.
Wchodzę na piętro układam siatki z zakupami, wracam do mojej zleceniodawczyni, a tam dyskusja z dwiema sąsiadkami. Mówię, że zakupy już pod drzwiami.
- Widzi pan – mówi obcesowo jedna z nich, wskazując na staruszkę – kobita 94 lata, dwoje dzieci i obcych musi się prosić o pomoc. A dzieci w Grotnikach mieszkają i zamiast wziąć matkę do siebie, to czekają aż oczy zamknie, żeby sprzedać mieszkanie…
- Skoro pani taka słaba – mówię do staruszki, bo nie chcę komentować słów sąsiadki – to może wezwać lekarza?
- Nie trzeba proszę pana, ja już taka słaba jestem ze starości. Wie pan - dodaje nieoczekiwanie - ja kiedyś byłam kimś, a teraz jestem gównem.
- Proszę nawet tak nie myśleć.
- Ale taka jest prawda.
- Muszę już iść, do widzenia.
Od tego dnia sporo już minęło, a ja wciąż słyszę to „… kiedyś byłam kimś…”
- Proszę pana –zaczepia mnie - czy mógłby pan zanieść moje zakupy pod drugą klatkę tego bloku?
- Tak – odpowiadam nieoczekiwanie dla samego siebie, nieco zaskoczony.
– Proszę mi dać te siatki.
Nie są ciężkie, może dwa, dwa i pół kilo.
- Bo ja jestem taka słaba, że nie mam siły. A może pan zaniesie mi je pod drzwi? Mieszkam na pierwszym piętrze pod trzynastką, proszę wziąć klucze – staruszka usiłuje zdjąć klucze z szyi, ale nie idzie jej to sprawnie.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
Jak trzeba być zdesperowanym, żeby obcemu człowiekowi dawać klucze od własnego mieszkania – zastanawiam się i trochę czuję przerażenie: ja też tak za ileś lat? Dzwonię domofonem do jednego mieszkania, drugiego… za czwartym razem wreszcie słyszę: „kto tam?”.
- Proszę odtworzyć, przyniosłem zakupy dla pani spod „trzynastki”.
Wchodzę na piętro układam siatki z zakupami, wracam do mojej zleceniodawczyni, a tam dyskusja z dwiema sąsiadkami. Mówię, że zakupy już pod drzwiami.
- Widzi pan – mówi obcesowo jedna z nich, wskazując na staruszkę – kobita 94 lata, dwoje dzieci i obcych musi się prosić o pomoc. A dzieci w Grotnikach mieszkają i zamiast wziąć matkę do siebie, to czekają aż oczy zamknie, żeby sprzedać mieszkanie…
- Skoro pani taka słaba – mówię do staruszki, bo nie chcę komentować słów sąsiadki – to może wezwać lekarza?
- Nie trzeba proszę pana, ja już taka słaba jestem ze starości. Wie pan - dodaje nieoczekiwanie - ja kiedyś byłam kimś, a teraz jestem gównem.
- Proszę nawet tak nie myśleć.
- Ale taka jest prawda.
- Muszę już iść, do widzenia.
Od tego dnia sporo już minęło, a ja wciąż słyszę to „… kiedyś byłam kimś…”